Zaniosło nas do Lublina. Biorąc pod uwagę wczorajszą pogodę, prawie dosłownie zaniosło. A potem próbowało wywiać. Oczywiście trafiliśmy na ostatnią śnieżycę tej zimy. Takie sytuacje wymagają stanowczych środków zaradczych. Na przykład miski zupy albo solidnego kawała mięsa. Dlatego wybraliśmy się do miejsca, które odkryliśmy podczas naszego poprzedniego pobytu w Lublinie, do Gospody Sielsko Anielsko. Ponieważ było tak dobrze, jak podczas poprzedniej wizyty, to zdecydowaliśmy się wrócić tam również dziś.
Lokal znajduje się w jednej z kamienic przy Rynku. Wnętrze jest stylizowane na chłopską chatę. Takie wnętrza bardzo łatwo przestylizować i uzyskać efekt obskurnej zakurzonej graciarni jak U Babci Maliny w Krakowie (cóż, osobiście odechciewa mi się jeść kiedy mam świadomość, że za moimi plecami na pseudopłotku siedzi i sypie pierzem i kurzem wypchany kur czy inny bocian). W Sielsko Anielsko udało się na szczęście osiągnąć odpowiednie natężenie sielskości, więc wystrój nie razi nie przytłacza, a jest dobrym uzupełnieniem kuchni. A kuchnia jest polsko-chłopsko-tradycyjna. To znaczy dużo mięsa i ziemniaków, a przy tym uczciwie, bez silenia się na oryginalność. Ważne jest, że w Sielsko Anielsko jest zwykle pełno lub prawie pełno. Niestety, lekko odbija się to na szybkości obsługi.
Kiedy już złożyliśmy zamówienia, dostaliśmy czekadełko - twarożek ze szczypiorkiem, smalec, ogórki kiszone i chleb. Jest połowa marca, a ogórki były jędrne i chrupiące, to chyba wystarczy żeby ocenić. Ponieważ było zimno, postanowiliśmy rozgrzać się barszczem. Zupa była całkiem smaczna, dobrze doprawiona - oczywiście nie był to barszcz na domowym zakwasie, ale nie mieliśmy wrażania, że dostaliśmy instant zalany wrzątkiem.
Następnie przyszedł czas na dania główne, jako pierwsza pojawiła się zapiekanka ziemniaczana podana na żeliwnej patelni. Znakomite połączenie ziemniaków z aromatycznymi grzybami i gotowany jajkiem, zapieczone z serem i śmietaną. Bomba kaloryczna, ale za to ile smaku. W Sielsko Anielsko jako danie główne podają ziemniaka w folii faszerowanego szpinakiem i twarożkiem. Zamówiłam, zaintrygowana jak można zrobić danie z jednego ziemniaka. Okazało się, że można, należy wziąć ogromnego ziemniaka i nałożyć na niego całe mnóstwo farszu (ziemniak nie został wydrążony, tylko przekrojony na pół i na każdą z połówek nałożono masą szpinakowo-twarożkową). Nadzienie okazało się pyszną, delikatną masą serową. Co prawda musiałam je odrobinę posolić, ale poza tym było bez zarzutu.
W tym miejscu trzeba napisać, że w Sielsko Anielsko jest bardzo duży wybór odsmażanych ziemniaków - dodatków do mięs. My spróbowaliśmy wersji ze skwarkami z boczku i na maśle z ziołami. W obu przypadkach ziemniaki były dobrze przysmażone, jędrne, najwyraźniej odsmażane niedługo po ugotowaniu. Jeśli chodzi mięsa, to spróbowaliśmy "karczycha z rusztu" i polędwiczek wieprzowych w sosie grzybowym. Karkówka była zamarynowana w czosnku i ziołach delikatnie, w sam raz żeby nie zagłuszyć smaku mięsa i zgrillowana. Polędwiczki były bardzo delikatne, a sos miał kremową konsystencję i bardzo wyczuwalny smak grzybów leśnych (niestety mamy wrażanie, że grzyby, które w nim pływały to jednaj były pieczarki, co jednej nie ujmowało mu smaku).
Takie jedzenie wymaga odpowiedniego napoju. Najlepiej piwa. A w Sielsko Anielsko mają własne piwo w trzech odmianach - jasne, ciemne i miodowe. Spróbowaliśmy wszystkich i wszystkie zyskały aprobatę.
Podsumowując, Sielsko Anielsko to miejsce z uczciwą, smaczną kuchnią bez ekstrawagancji i udziwnień. Głodna osoba wyjdzie nawet lekko przejedzona, bo porcje są słuszne. Możemy polecić z czystym sumieniem. Nasza ocena 4,5/5. Dwie osoby zapłaciły ok. 60-70 zł razem z piwem ( zależy od zamawianych dań, można trochę taniej albo drożej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz