niedziela, 9 grudnia 2012

Smakołyki - recenzja

Czasem, kiedy tak bardzo nam się nie chce, a chcemy zjeść coś "domowego" czego zwykle nie gotuję, kierujemy się do przybytku poznanego w końcówce czasów studenckich - do Smakołyków na Straszewskiego. Ta knajpa powstałą w idealnym czasie i miejscu. Akurat kiedy Koko zniechęciło do siebie mnóstwo osób (ile można czekać na zimne jedzenie i toczyć walki z paniami z kuchni, które zamiast powiedzieć, że nie zamówionego dania, znów bez pytania dały jakieś inne, osobliwie najczęściej takie, którego nie jadam), a stołówka w Paderevianum odeszła w niebyt (lub została przeniesiona na Ruczaj, na jedno wychodzi).

Tak więc Smakołyki zajęły ważną niszę na studenckiej mapie Krakowa. Poziom, jaki prezentują wypada gdzieś w okolicy przeciętnej, lekko wspomaganej torebkowymi wynalazkami kuchni domowej. Czyli to, czego każdy wychowany na początku lat 90-tych, kiedy większość mam zachłystnęła się Knorrem i Winiarami, czasem potrzebuje. Trzeba przyznać, że od momentu powstania ciągle trzymają się na tym poziomie. Czyli jest całkiem przyzwoicie, chociaż na dłuższą metę wg mnie nie da się tak żywić.

Dodatkowym plusem jest aranżacja wnętrza. To kolejna knajpa w tym lokalu. Jest tam przepiękne wielkie przeszklone okno, a od kiedy pamiętam, zawsze ziały za nim ciemne ściany i wielkie zakurzone meble. Nie zachęcało to wejścia. Teraz lokal jest urządzony w jasnych kolorach, a główna sala jest dobrze oświetlona. Dodatkowo, za jednej ze ścian znajduje się półka z książkami, na której wypatrzyliśmy "Logikę dla prawników" Ziembińskiego.

Menu jest podzielone na część śniadaniową i obiadową. Alastor twierdzi, że śniadania są w porządku. Jeśli chodzi o część obiadową, zdarzają się rzeczy zdecydowanie godne polecenia jak zapiekanka ziemniaczana z boczkiem i pieczarkami. To solidne, nieudziwnione danie dla głodnej osoby. Godne polecenia są też placki ziemniaczane - świeże, usmażone na chrupiąco, nieodgrzewane. Dania mięsne przygotowywane są uczciwie - podawany do placków gulasz wieprzowy jest zrobiony z "uczciwego", czystego mięsa i doprawiony po domowemu. Dość dobrze wspominam pieczeń wieprzową, choć całokształt dnia został zepsuty torebkowym sosem pieczeniowym (ale niech ten, kogo mama gotowała bez użycia torebek pierwszy rzuci kamieniem). Niestety, nie mogę polecić barszczu z uszkami - oba produkty to wyroby garmażeryjne. Barszcz okazuje się być zwykłym sokiem buraczanym doprawionym pieprzem i majerankiem, a uszka to składające się głównie z ciasta kluchy z farszem mięsnym. Bardzo dużym rozczarowaniem był mintaj w panierce. Przypuszczalnie był usmażony dużo wcześniej, panierka była zupełnie rozmokła. W sumie kuchnia wypada jak w przeciętnym domu - jedno danie wychodzi znakomicie, a inne niestety gorzej. Dodatki są zawsze na dobrym poziomie, nie zdarzyło się nam dostać czegoś rozgotowanego lub niedogotowanego, czy nieświeżej surówki. Serwowane porcje są solidne, dla głodnej osoby.

Niewątpliwym plusem jest całkiem dobra kawa i wybór czeskich piw. Obsługa kelnerska jest na przeciętnym krakowskim poziomie, plusem jest to, że nie zauważamy dużej rotacji. Może tylko przydałoby się zwracać większą uwagę na górną salę - tam zwykle trzeba czekać nieco dłużej na obsługę.

Podsumowując, Smakołyki są moim zdaniem liderem w swojej kategorii - stosunek jakości do ceny jest przyzwoity, są dania, które są godne polecenia, wręcz takie, z powodu których idzie się właśnie tam, są też niewypały. Dwie osoby zwykle zostawiają w Smakołykach ok. 40 zł. Nasza ocena to 4/5 (pamiętając, że oceniamy raczej w kategoriach studenckich).

3 komentarze:

  1. Smakołyki <3
    Już się nie mogę doczekać, aż tam pójdę między zajęciami jak wrócę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że po zajęciach też czasem tam wpadniesz ;)

      Usuń
  2. Uwaga, leci kamień! Sosy z torebek to zuo i upadek cywilizacji. Aczkolwiek lokal przyjemny i dzięki dużej kubaturze sali jest czym oddychać, co w krakowskich lokalach studenckich nie jest częstym zjawiskiem :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...