sobota, 27 kwietnia 2013

Barka Augusta - recenzja

Koło kładki, która pięknie zasłania widok na most Piłsudskiego, zwanej czasem kładka majchratką albo rurą ciepłowniczą cumuje kilka barek. Na jednej z nich podobno jest nawet hostel. Co prawda daleko mu do boteli np. z Pragi, ale jest. Spośród nich wyglądem wyróżnia się barka Augusta. Jest najwyższa i wygląda najnowocześniej. Właśnie tam zdecydowaliśmy się wybrać  w pierwszy słoneczny dzień tej wiosny. Z okazji pięknej pogody zdecydowaliśmy się usiąść na górnym, odkrytym pokładzie. Co prawda trochę wiało, ale pięny widok wynagradzał tę niedogodność.

Barka Augusta
Karta sprawia dobre wrażanie, nie jest przeładowana, a koncepcja potraw wydaje się spójna. Zamówiliśmy dwa makarony - bucatini z kaczką i oliwą truflową oraz penne z polędwiczkami,  suszonymi pomidorami i rukolą. Na wstępie trzeba napisać, że makarony w Auguście są pięknie podane - w dużych głębokich talerzach. Niestety, wielkość porcji nie imponuje. To  raczej przekąska dla zmęczonego spacerem niż pełnoprawne danie.
Ale przechodząc do rzeczy, bucatini wygląda jak nieco grubsze spaghetti. Było dobrze ugotowane, a połączenie mięsa z kaczki, miękkiego i soczystego, z delikatną oliwą truflową okazało się nad wyraz udane. Bardzo na plus, oby więcej takich zestawień Niestety penne nie wypadło aż tak dobrze, moim zdanie powinno zostać podane gorące, a nie ciepłe. Mięso i pomidory były bardzo smaczne, ale rukola szybko przywiędła od temperatury. Dodatkowo znalazłam sporo kawałków drobno pokrojonego bakłażana. Były bardzo smaczne ale z opisu dania nie wynikało, że znajdę je na talerzu.Ogólnie również na plus, ale trzeba by dopracować szczegóły.
Podsumowując, to dobra inicjatywa i cieszy nas, że na bulwarach pojawiają się miejsca, gdzie można zatrzymać się na posiłek w czasie spaceru. Nasza ocena to 4/5 (z zastrzeżeniem, że minus za wielkość porcji, plus za widoki z górnego pokładu). Dwie osoby za raczej niewielką porcję makarony i napoje zapłaciły ok. 60 zł.

środa, 24 kwietnia 2013

Receptura na Eliksir Mangusta

Rzeka Pontar, u granic Temerii i Keadwen, zwana w Starszej Mowie: Aevon y Pont ar Gwennelen - Rzeka Alabastrowych Mostów, kryje wiele tajemnic. To największa spławna rzeka Północnych Królestw. Na swym wiedźmińskim szlaku Geralt z Rivii trafił do portowego miasteczka Flotsam, terroryzowanego przez pojawienie się w wodach Pontaru potwora rzecznego - Kejrana, przez miejscowych zwanego Staruchem. Aby pokonać wodną bestię, Geralt musiał wesprzeć się sporządzeniem eliksiru Mangusta, który chronił przed trucizną monstrualnego stwora.
Eliksir Mangusta
Składniki:
25 ml Krupniku cytrynowego
50 ml likieru melonowego
lemoniada (u nas Schweppes Lemon)

Do wysokiej szklanki wypełnionej lodem przelać  Krupnik cytrynowy. Dopełnić całość lemoniadą i lekko zamieszać. Energicznie wlać likier melonowy - ze względu na swoją gęstość efektownie osiądzie na dnie szklanki.

Pić w upalne dni,  łącząc z innymi eliksirami tylko odpowiedzialnie :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Smakołyki - nowe menu i śniadania

Smakołyki to ważne miejsce dla każdego studenta, którego jeszcze nie zesłali na kampus. Więc kiedy wyczytaliśmy, że mają nowe menu, szybko wybraliśmy się sprawdzić co i jak. Naszym zdaniem zmiany były raczej niewielkie. Trochę podniesiono ceny, do głównej karty dodano kilka dań i wprowadzono 3 lub 4 makarony. Ale do rzeczy, czyli do potraw.
 
Smakołyki
(zdjęcie z funpage'u na portalu Facebook)
Tym razem skusiłam się na nowość - zupę grzybową z łazankami. W ładnie pachnącej, jasnobrązowej zupie pływały spore, całkiem foremne kawałki grzybów, łazanki były nierozgotowane, całość obficie posypano pietruszką. Trochę przeszkadzały dość duże kawałki cebuli pływające razem z grzybami, ale ostatecznie zupa na plus - jak domowa. Jako drugie danie zamówiłam pierogi chłopskie. To chyba również nowość (a przynajmniej wcześniej nie zarejestrowałam ich w menu). Jak na niedomowe pierogi ciasto było dość cienkie, nie kluchowate, nadzienie okazało się być "jak do ruskich" wzbogaconym o kawałki boczku i kiełbasy. Do tego smażona cebula i kleks śmietany na talerzu i kefir w szklance. Moim zdaniem pierogi z średniego niższego poziomu knajpianego, czyli nie są niesmaczne, ale raczej niewarte zapamiętania (chociaż z drugiej strony, czego chcieć za tę cenę).
Alastor zamówił cordon bleu - również jedną z nowości w menu a do tego fasolkę szparagową z bułką tartą. Fasolka została podana na zimno. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Sam cordon bleu był przyzwoity - kawałek mięsa wieprzowego a w środku szynka i ser, żadnej wielkiej filozofii czy niezapomnianego smaku.
W Smakołykach na antresoli stoi fortepian, tym razem ktoś na nim brzdąkał. "Brzdąkał" to najwłaściwsze określenie.

Kilka dni później wybraliśmy się na śniadanie. Zamówiłam śniadanie angielskie, a Alastor polskie.
Dostałam maciupka miseczkę fasolki w sosie pomidorowym (trochę jak fasolka po bretońsku bez mięsa), dwa jajka sadzone, 3 plastry bekonu, 2 kiełbaski (były cienkie i długie, ale w smaku najbardziej przypominały białą kiełbasę), grillowany pomidor, pieczywo, masło i duży kubek kawy lub imbryczek herbaty.  Trzy ostatnie produkty wchodzą w skład wszystkich zestawów.
Żółtko jajek było w środku nie do końca ścięte - ja takie lubię, ale znam osoby, które nie przełkną tak usmażonego jajka. Może więc warto pytać jakie jajko kto woli. No i mogłyby być nieco cieplejsze, bo miałam wrażenie, że poczekały chwile zanim trafiły na mój talerz. Z kolei bekon był dla mnie za mało wysmażony, kiełbaski smakowały jak biała kiełbasa (ale przynajmniej były gorące). Pomidor był niejadalny - przekrojony na pół zimowy pomidor lekko podpieczony z jednej strony to nie jest dobry pomysł. Pieczywo było bardzo takie sobie - zwykły sklepowy "chleb" z poprzedniego dnia.
Zgodnie z opisem w skład śniadania polskiego powinien wchodzić twarożek. Zamiast niego (chyba) Alastor dostał drugie, oprócz "przysługującego" zgodnie z opisem, jajko - tutaj obsługa zapytała jak ugotować. Do tego kilka kawałków nienazwanego żółtego sera, kilka plasterków szynki, zimowy pomidor i szklarniowy ogórek.
Niewątpliwą zaletą śniadań w Smakołykach jest cena - odpowiednio 15 i 12 zł razem z kawą/herbatą. Zestawy są również dość obfite - głodne osoby najadły się do syta. Niestety, z jakością i smakiem składników jest gorzej.
Podsumowując, pomimo podniesienia cen, w dalszym ciągu jest tanio. Jakość nie zmieniła się ani na plus, ani na minus. W dalszym ciągu oceniamy na studenckie 4/5. W Krakowie nie ma w tej chwili lepszej stołówki. 

sobota, 20 kwietnia 2013

Pianka cytrynowo-jogurtowa

W ostatnim numerze Kuchni znalazłam fantastyczny przepis na lekki deser z jogurtu. Postanowiłam zrobić go na urodziny bloga. Niestety, musiałam trochę zmienić plany i przepis trafia na bloga dopiero dziś. Myślę jednak, że warto było poczekać. Dzięki pieczeniu w kąpieli wodnej deser nie ma ciemniejszej skórki i prezentuje się bardzo efektownie (a smakuje lepiej niż wygląda). Zamierzam popełnić kilka wariacji na temat tego przepisu - z różnymi dodatkami smakowymi.

Pianka cytrynowo-jogurtowa na urodziny bloga i Sofroniusza
Składniki:
3 jajka
100 g cukru
szklanka jogurtu greckiego (200 ml)
2 łyżki mąki
1 cytryna
masło do wysmarowania formy

Cytrynę dobrze sparzyć wrzątkiem. Żółtka zmiksować z cukrem, aż powstanie biały i puszysty kogel-mogel. Zmiksować z jogurtem, mąką i skórką otartą z cytryny. Ubić sztywną pianę z białek. Delikatnie wymieszać z masą jajeczno-jogurtową. Przygotować mniejszą i większą formę. Mniejszą formę wysmarować masłem i wylać masę. Formę włożyć do większej formy do której należy nalać gorącej wody tak, aby mniejsza forma była zanurzona do połowy. Deser piec w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 25 do 30 minut.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wyniki konkursu

Co prawda urodziny były wczoraj, ale niestety nie udało się ogłosić wyników. Wszystkim, którzy przysłali przepisy bardzo dziękujemy. Przypomnijmy, prosiliśmy o przygotowanie urodzinowego ciasta lub drinka i przesłanie przepisu razem ze zdjęciem. Wszystkie są fantastyczne, wybór był ciężki. Nie przyznajemy miejsc, kolejność nagrodzonych przepisów jest przypadkowa:

Silikonowe szczypczyki wędrują do Łucji Wróbel za tort z masą ananasową i "marcepanem"


Foremkami nagrodziliśmy Ewę za deser Sweet kiss - wariację na temat jogurtu truskawkowego z likierem truskawkowym i jogurtowym (podoba się nam takie kreatywne podejście).


Przepis, który zasłużył sobie na fartuszek pochodzi z bloga Kuchenne zapiski, to tort limonkowy bez pieczenia

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Hummus (jeszcze tylko 2 dni do końca konkursu)

Kupiliśmy pastę tahini. Dla tych, co nie próbowali: smakuje jak tłusta, niesłodka chałwa (czyli jest całkiem smaczna, tylko zapycha). Skoro muhammara przypadła nam do gustu, postanowiliśmy wypróbować inna bliskowschodnia pastę do pieczywa - hummus. Poniżej klasyczny przepis (akurat znaleziony w kuchni żydowskiej).

Przypominamy, że 16ego o północy mija termin nadsyłania zgłoszeń na nasz konkurs z nagrodami. 
Więc jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to musicie się pospieszyć :)


Hummus
Składniki na przystawkę dla 4 osób: 
240 g ciecierzycy z puszki
1 ząbek czosnku
łyżkę soku z cytryny
2 łyżki pasty sezamowej tahini*
sól
chilli
oliwa do podania
świeżo pieczone chlebki mana'eesh
*pastę tahini można kupić w sklepach z kuchnią orientalną lub ze zdrową żywnością za kilkanaście zł za bardzo wydajny słoik, którym nam chyba starczy na lata.

Ciecierzycę odcedzić z zalewy, opłukać, po czym jeszcze raz dokładnie odcedzić. Pozostawić pół łyżki do przybrania. Resztę ciecierzycy wraz z czosnkiem zmiksować w robocie kuchennym. Dodać sok z cytryny, tahini i 1-2 łyżki wody (lub trochę więcej), do uzyskania jednolitej konsystencji. Doprawić do smaku solą i chili. Pod przykryciem można przechowywać w lodówce do 5 dni.

Podawać, formując w środku wgłębienie, do którego należy nalać odrobinę oliwy i tahini. Posypać z góry resztą ciecierzycy. Podawać z chlebkami maana.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Łosoś w sosie mojo z pieczonymi ziemniakami

Dalej mamy piękną pogodę. Nie chce się stać długo przy kuchni skoro można iść na spacer. Dlatego tym razem przepis na sycące, pyszne danie, które można przygotować w niecałą godzinę. Smażony łosoś w sosie mojo z pieczonymi ziemniakami. 
Przepis wyszukałam w kuchni hiszpańskiej. Ostry, zdecydowany sos kontrastuje z delikatną rybą i ziemniakami. Danie nadaje się na więcej osób - nie jest bardzo pracochłonne i można dobrze zaplanować przygotowanie.

Łosoś w sosie mojo z pieczonymi ziemniakami
Składniki na 4 porcje:

filet ze świeżego łososia (ok. 300-400 g)
oliwa
sól, pieprz

Sos mojo:

ząbek czosnku
łyżeczka słodkiej papryki
pół łyżeczki zmielonego kminku
5 łyżki oliwy
2 łyżki octu winnego
sól
opcjonalnie: szczypta cukru muscovado

Pieczone ziemniaki:

2 duże ziemniaki na osobę
oliwa 
sól. pieprz

Piekarnik rozgrzać do temperatury180-190 stopni. Ziemniaki pokroić w ćwiartki, ułożyć na blasze do pieczenia, posmarować oliwą, doprawić sola i pieprzem. Piec ok. 45 minut - aż na wierzchu zrobi się chrupiąca brązowa skórka. W międzyczasie przygotować resztę dania.

Przygotować sos. Umieścić w robocie kuchennym czosnek, paprykę i kminek. Miksować przez 1 minutę aby wszystko dokładnie wymieszać. Dolać łyżkę oliwy i miksować aż połączy się z przyprawami. Dolać kolejną łyżkę i miksować aż sos zgęstnieje. Czynność powtórzyć aż skończy się oliwa. Dolać ocet winny i miksować kolejną minutę. Doprawić solą do smaku. Sos jest kwaśny i ostry, można lekko złagodzić jego smak dodając na początku szczyptę cukru moscovado.

Łososia opłukać, usunąć skórę i ości, pokroić wzdłuż w plastry grubości ok. 2 cm i następnie w kawałki na jeden kęs. Przyprawić kawałki ryby solą i pieprzem do smaku. Na patelni grillowej  rozgrzać oliwę i smażyć rybę przez mniej więcej 10 minut, odwracając od czasu do czasu, aż będzie apetycznie brązowa z obu stron.

W dużym naczyniu ułożyć upieczone ziemniaki, a na nich rybę. Sos rozlać do miseczek i postawić obok. Kawałki ryby i ziemniaki maczać w sosie.

sobota, 13 kwietnia 2013

Klasyczne tiramisu

Do Krakowa wreszcie zawitała wiosna. Nawet zaliczyliśmy pierwszą wiosenną burzę. Czekam aż teraz wybuchnie cała zieloność :) Na powitanie wiosny przygotowałam klasyczny włoski deser, spożywany we Włoszech w upalnie dni na drugie śniadanie: Tiramisu. Wykorzystałam bardzo klasyczny przepis. Podkręciłam jedynie jego kawowość dodaniem nie tylko Amaretto, ale i likieru Kahlua.

Klasyczne tiramisu

Składniki (na formę ok. 30 cm)
500 g mascarpone
4 żółtka
4 łyżki cukru-pudru
30 ml likieru Amaretto
15 ml likieru Kahlua
2 łyżeczki kawy
220 ml wody
24 sztuki podłużnych biszkoptów
ok. 2 łyżki naturalnego kakao


Żółtka ubić z cukrem na jasną puszystą masę (jeżeli użyjemy miksera, zajmie to ok. 5 minut). Dodać serek mascarpone i ubijać jeszcze ok. 3 minuty, aby masa zgęstniała. Kawę rozpuścić w wodzie, dodać alkohole i przelać do głębokiego naczynia. Poczekać aż całkowicie ostygnie. Biszkopty zanurzać na moment w kawie z obu stron i układać w formie. Należy uważać - nasiąkają bardzo szybko kawą, mogą się połamać. Po wyłożeniu całej formy, rozsmarować na biszkoptach połowę masy serowo-jajecznej i posypać kakao. Ułożyć kolejną warstwę z biszkoptów i rozsmarować na niej resztę masy i posypać kakao. Przykryć folią spożywczą i schować do lodówki na co najmniej godzinę. Podawać pokrojone na kawałki.

Przygotowałam nieco więcej biszkoptów i masy, aby przygotować małą porcję w szklance, która znajduje się na zdjęciu.

Tradycyjnie - przypominamy o konkursie z nagrodami :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Kuchnia u Doroty - recenzja

Każdy potrzebuje czasem chwili relaksu. Szczególnie, kiedy w końcu trafi się takie ładne piątkowe popołudnie jak dziś i wszelkie kulinarne plany biorą w łeb bo ciężko wytrzymać w kuchni. Zatem z okazji pięknego dnia wywiało nas w okolice Skałki i ulicy Augustiańskiej. A na ulicy Augustiańskiej jest restauracja Kuchnia u Doroty. Nie do końca jestem pewna czy określenie restauracja jest właściwe, ten lokal kojarzy mi się raczej z jadłodajnią albo stołówką w ośrodku wczasowym (tak, tak, załapałam się jeszcze na czasy ośrodków wczasowych). O samym lokalu niewiele jest do napisania - czysto, schludnie, obrazki na ścianach i obrusy w kratkę. A przy barze rybka w akwarium i menu na ścianie - trochę jak w barze mlecznym. Obsługa miła i całkiem sprawna.

Kuchnia u Doroty
(zdjęcie znalezione w Internecie)
Za to o jedzeniu można napisać bardzo dużo. Przede wszystkim, to uczciwe jedzenie za całkiem nieduże pieniądze. Byliśmy tam dwa razy nie było niczego, co by nam nie smakowało. Próbowaliśmy zup: żurku, pomidorowej i barszczu z uszkami. Żurek był "na bogato", z jajkiem i kiełbasą, a pomidorowa z lanymi kluseczkami, po domowemu. Uszka niestety były z mięsem, ale jak na wyrób "knajpiany" były bardzo smaczne. Sam barszcz był słodkawy, bardzo różny od tego, który sama przygotowuję, ale smakował mi. 
Alastor poleca marchewkę z groszkiem (podobno jest wegańska). Próbowałam Stroganowa, dostałam ładne, delikatne mięso w smacznym sosie, porcja była całkiem spora. Takie domowe jedzenie. Również sałatka z serem pleśniowym okazała się być dobrym wyborem, ser był niezłej jakości, raczej młody - nie było w nim goryczki charakterystycznej dla przejrzałych serów z niebieską pleśnią, połączony z soczystą gruszką i posypany dużą ilością smacznych, świeżych orzechów włoskich (to ważne, kiedyś w restauracji plasującej się w średnich wyższych rejonach dostałam podobną sałatkę ze zjełczałymi orzechami). Do sałatek są trzy sosy do wyboru, zdecydowałam się na miodowo-musztardowy. Owszem, był smaczny i dobrze komponował się z sałatką ale nie wyczułam w nim musztardy. Alastor przeprowadził test Ślązaka zamawiając kluski śląskie. Nie były to domowe kluski, ale wypadły całkiem nieźle - były miękkie, delikatne, Alastor twierdzi, że klusek śląskich nie da się odgrzać w mikrofali, więc najwyraźniej były świeżo ugotowane. Skoro kluski śląskie, to trzeba mięsa i sosu. Padło na pieczeń wieprzową - dwa grube plastry miękkiego mięsa i dużo jasnobrązowego apetycznego sosu. Sos mógłby być nieco mniej słony. Poza tym bardzo smaczne danie, moim zdaniem lepsze niż chwalona przez mnie wcześniej podobna potrawa w Smakołykach.

Podsumowując, Kuchnia u Doroty to dobre miejsce na obiad w wolny dzień albo po pracy. Porcje są duże, a jedzenie smaczne, domowe, bez wyrafinowanych czy nowatorskich połączeń, ale w końcu nie tego spodziewam się po takich lokalach. Stosunek jakości do ceny jest bardzo dobry, Kuchnia u Doroty jest niedrogim lokalem, również na studencką kieszeń. Pomimo tego ze ulica Augustiańska leży raczej na uboczu głównych szlaków, zwykle większość stolików jest zajęta, a to chyba najlepsza rekomendacja. Dwie osoby zjadły dwudaniowy obiad z napojami za 53 zł. Nasza ocena 4,5/5.

Tradycyjnie - przypominamy o konkursie z nagrodami :)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Karkówka z szałwią i musztardą

Tym razem króciutki wstęp: przepis znalazłam w najnowszym numerze Kuchni. I lekko zmodyfikowałam. Smacznego :)

PS. Przypominamy, że 16ego mija termin nadsyłania zgłoszeń na nasz konkurs z nagrodami.

Karkówka z szałwią i musztardą
Składniki:
65 dkg karkówki
9 listków szałwii
chilli w proszku
2 łyżki musztardy Dijon
2 łyżki oliwy
2 łyżki wody
1 łyżka miodu
1 łyżka soku z 1 cytryny
sól, pieprz 

Mięso oczyścić, naciąć wzdłuż, mniej więcej do połowy grubości i rozłożyć. W powstałą kieszeń włożyć 6 listków szałwii, posolić i popieprzyć. Złożyć mięso, tak aby wyglądało jak przed rozkrojeniem. Brzegi mięsa spiąć wykałaczkami, posmarować musztardą, posolić i posypać chilli. Do brytfanki wlać oliwę i wodę i ułożyć mięso w brytfance. Pozostałe listki szałwii wrzucić do brytfanki Piec ok. 45-50 minut w piekarniku nagrzanym o temperatury 190 stopni, wyjąć na deskę do krojenia aby "odpoczęło". Do brytfanki, wlać miód i sok z cytryny, zagotować, włożyć mięso z powrotem do brytfanki, polać sosem i zapiec jeszcze 3 minuty. Podawać wraz z przygotowanym mięsem i pieczonymi ziemniakami.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Receptura na Filtr Petriego

Przez całe życie czarodziej Petri poszukiwał sposobu na zwiększenie osobistej mocy magicznej, a przy okazji stworzył kilka interesujących eliksirów.
Filtr Petriego
Składniki:
25 ml likieru Southern Comfort
25 ml likieru Passoa
25 ml likieru melonowego
oranżada (u nas Schweppes Orange)

Do wysokiej szklanki wypełnionej lodem przelać likier Southern Comfort i Passoa. Dopełnić całość oranżadą i lekko zamieszać. Energicznie wlać likier melonowy - ze względu na swoją gęstość efektownie osiądzie na dnie szklanki.

Łączyć z innymi eliksirami tylko odpowiedzialnie :)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Najlepsza pieczona wieprzowina

Jakiś czas temu chwaliłam się, że znalazłam idealny sposób na pieczone mięso. Ponieważ zrobione po raz kolejny wyszło równie smaczne, to chwalę się - oto łopatka wieprzowa z suszonymi pomidorami. Mięso można podać tradycyjnie - w towarzystwie ziemniaków lub kaszy, ale można też rozdrobnić je widelcem i użyć go jako nadzienia do tortilli lub na zimno, do kanapki.

Najlepsza pieczona wieprzowina - pieczona łopatka wieprzowa z suszonymi pomidorami
 Składniki:
1-1,5 kg łopatki wieprzowej
6-9 suszonych pomidorów 
(w zależności od ilości mięsa)
1 szalotka
2 ząbki czosnku
listek laurowy
2 łyżki oleju rzepakowego
sól, pieprz
szklanka ciepłej wody

Szalotkę i czosnek drobno posiekać. Na spód naczynie, w którym będzie piekło się mięso wylać olej i dodać posiekane warzywa. Suszone pomidory pokroić na kawałki o boku ok. 1 cm. Mięso opłukać, osuszyć i włożyć do naczynia. Na wierzchu mięsa ułożyć pomidory, doprawić solą i pieprzem, podlać wodą., dodać listek laurowy Piec przykryte w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez godzinę + 30 minut na każdy kilogram mięsa. Co jakiś czas polewać sosem. Ostatnie 15-20 minut piec bez przykrycia. Jeśli piekę mięso na następny dzień, to po wyłączeniu piekarnika zostawiam je żeby stygło razem z piekarnikiem.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Konkurs urodzinowy z nagrodami - zgłoszenia do 16 IV

 Prowadzimy bloga już od niemal roku. 

Przypominamy, że wraz z życzeniami świątecznymi ogłosiliśmy konkurs urodzinowy. Żeby wziąć w nim udział należy:
  1. Upiec ciasto urodzinowe lub przygotować drinka urodzinowego.
  2. Zrobić zdjęcie.
  3. Wysłać przepis i zdjęcie lub linka do wpisu na blogu (mogą być archiwalne) na adres kuchniazwyrakiem@gmail.com 
Na przepisy czekamy do 16 kwietnia. 17 kwietnia, czyli w urodziny bloga ogłosimy zwycięzców. 

Chcemy nagrodzić 3 osoby, nagrodami będą przydatne gadżety kuchenne.

Sofroniusz kupił już nagrody na konkurs, które dumnie prezentuje na poniższym zdjęciu.

Sofroniusz i nagrody w konkursie
Sofroniusz prosi, żeby uprzedzić, że sam nie jest nagrodą w konkursie :)

Lama - kanapka z warszawskiego Dworca Centralnego

Parę razy jednak byłem w Warszawie. Miasto to mnie przekonało, że najlepszy smak można poznać w dość nieoczekiwanym miejscu. Tym razem okazał się nim Dworzec Centralny. Tam, w jednej z barem pierwszy raz zjadłem kanapkę Lama. Zestawienie ciemnej bułki z wyrazistym serkiem i ostrym smakiem marynowanej paprykowej słodyczy daje jedną z najlepszych znanych mi kanapek.

Nie byłem na Dworcu po remoncie. Mam nadzieję, że ten bar jeszcze tam gdzieś jest.

Kanapka Lama z Dworca Centralnego
Składniki:
1 ciemna bułka-sztangielka
1 łyżeczka ketchupu
1 łyżeczka majonezu
1 łyżeczka śmietany
ser brie pokrojony w trójkąty
ćwiartka marynowanej papryki pokrojona w cienkie paski
kilka oliwek


Ketchup, majonez i śmietanę wymieszać, uzyskując tzw. sos rosyjski. Bułkę przekroić tak, żeby jeden brzeg pozostał w całości i posmarować sosem. Do bułki wsadzić trójkąty serka a pomiędzy nimi ułożyć paski papryki, pomiędzy które należy wcisnąć oliwki. Składniki układać tak, aby kanapka "zaczynała i kończyła się" trójkątami serka - inaczej wszystko wypadnie :)

sobota, 6 kwietnia 2013

Rosyjski drink Bałałajka (Balalaika)

Za oknem nadal syberyjska aura.  Nic tylko się napić po rosyjsku. Nie znaczy to oczywiście wyłącznie: walnąć lufę i zagryźć sałem i ogórkiem kiszonym. Poniżej przepis na jeden z najelegantszych rosyjskich koktajli.

Nieco babski, bo robiony dla Karoli w zamian za ciężką pracę przy ... domowych bajglach. Przepis już wkrótce :)
Rosyjski drink Bałałajka

Składniki:
40 ml wódki
20 ml likieru Cointreau
20 ml soku cytrynowego
wisienka koktajlowa

W shakerze do połowy wypełnionego lodem zmieszać składniki. Przelać do mocno schłodzonego kieliszka typu martini (wystarczy włożyć go przed podaniem drinka na ok. 30 minut do lodówki). Przyozdobić wisienką koktajlową.

за здоровье!

Małopolata - frittata z krakowską suchą, bundzem i szałwią

Byliśmy dziś na placu Imbramowskim. Jest tam pan, który sprzedaje bundz, bryndzę i oscypki. Skusiłam się na spory kawałek bundzu. I zaczęłam kombinować co by tu z niego przyrządzić. Tak żeby był obiad, a nie tylko przekąska. I wyszło mi, że skoro mam ziemniaki i jajka, to chyba frittata. A ponieważ znalazłam jeszcze trochę kiełbasy krakowskiej, to frittata w stylu małopolski - małopolata :) Doprawiłam ją prosto - solą, pieprzem i szałwią. Lubię takie eksperymenty.

Małopolata - frittata z krakowską suchą i bundzem
Składniki na obiad dla 2 osób:

6 jajek
50 ml mleka
3 duże ugotowane ziemniaki (mogą być z poprzedniego dnia)
4-5cm kawałek kiełbasy krakowska sucha
3 listki świeżej szałwi
12 dkg bundzu owczego
sól
pieprz
masło
oliwa

Ziemniaki i kiełbasę pokroić w kostkę o boku ok. 0,5 na 1 cm. Na patelni rozgrzać dwie łyżki masła z odrobiną oliwi. Przesmażyć na tym szałwię a następnie dorzucić kiełbasę i ziemniaki. Smażyć, aż ziemniaki nabiorą złotego koloru.  W międzyczasie wybić jajka do miski, dodać mleko, sól i pieprz i rozbełtać. Bundz pokroić na plastry o grubości ok. 0,5 cm i porwać palcami na małe kawałki. Kiedy ziemniaki będą gotowe, zalać je masą jajeczną. Smażyć przez około minutę. Posypać bundzem, przykryć i smażyć na wolnym ogniu, aż jajka się zetną. Podawać z sałatą skropioną olejem lnianym.

piątek, 5 kwietnia 2013

Kołocz śląski z makiem

Po WuZetce,  która zrobiła małą furorę (co mnie bardzo cieszy), czas na kolejny przepis Mojej Mamy - śląski kołocz z makiem.

Bardzo się zdziwiłem, gdy się okazało, że jako makowiec, poza Śląskiem występuje zupełnie inne ciasto - jednak nadal uważam, że maku powinno być w cieście z 3/4 objętości ;)

I oczywiście przypominamy o naszym konkursie.

Kołocz makowy z makiem
Składniki:
Masa makowa:
500 g maku
1/2 l mleka
cukier wanilinowy
1/2 szklanki cukru
jajko  
1/4 łyżeczki cynamonu
szczypta soli
2 łyżki bułki tartej
1/2 kostki masła
olejek migdałowy- ilość  w/g uznania
migdały
rodzynki

Ciasto :
4 szklanki mąki krupczatki
1,5 szklanki cukru
cukier wanilinowy
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jajka
1 k. masła
szczypta soli

Mak zmielić (u nas mielimy jeszcze suchy, w maszynce do mielenia kawy), wsypać do gorącego mleka, dodać masło, olejek migdałowy, cukier waniliowy, cynamon i cukier. Wszystko ogrzać, aż przestanie zwiekszać swoją objętość. Masa powinna mieć konsystencję luźnego budyniu. Całość wystudzić, dodać jajko oraz bułkę tartą. Masa powinna być gęsta i bardzo wilgotna.


Wszystkie składniki ciasta szybko zagnieść i odłożyć na pół godziny do lodówki. Podzielić na pół i wyłożyć na prostokątną blachę do ciasta. Na to dodać przygotową wcześniej masę makową. Z reszty ciasta zrobić kratkę lub posypkę. Piec przez ok. 45 minut w 180 stopniach (bez termoobiegu).

czwartek, 4 kwietnia 2013

Chiński kurczak z orzechami ziemnymi na ostro

Dziś intensywne odpędzanie zimy przy pomocy kolorowych, aromatycznych potraw. Postanowiłam wypróbować kolejny orientalny przepis - tym razem na orientalnego kurczaka z orzeszkami ziemnymi na ostro. Wyszło kolorowo i rozgrzewająco. Wiedziałam, że kurczak fantastycznie się łączy z nerkowcami. Okazuje się, że z orzeszkami ziemnymi wcale nie jest gorszy. Potrawa ma wielka zaletę - jest bardzo łatwa i szybka, zrobienie jej zajmuje niewiele więcej czasu, niż ugotowanie ryżu. Chyba mam kolejna potrawę do mojej listy comfort food.

Przy okazji, przypominamy o konkursie i dziękujemy za dotychczasowe zgłoszenia :)

Chiński kurczak z orzechami ziemnymi na ostro
Składniki na 2 porcje:

300 g filetów z piersi kurczaka
4 łyżki niesolonych orzeszków ziemnych, bez łupin
1 zielona papryka
1 czerwona papryka
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka świeżego startego imbiru
1 świeża papryczka chilli

Sos:

1 łyżka chińskiego wina ryżowego lub wermutu
2 łyżki jasnego sosu sojowego
1 łyżeczka brązowego cukru Demerara
1 łyżeczka octu z wina ryżowego
2 łyżki wody 

Do podania: ryż basmati

Kurczaka umyć i oczyścić, pokroić w średnią kostkę.Papryki umyć i pokroić w cienkie paski. Z chilli usunąć pestki i błonki i posiekać. Czosnek posiekać lub zmiażdżyć. Na patelni rozgrzać olej, wrzucić orzechy i smażyć mieszając przez 1 minutę.Orzechy wyjąć z tłuszczu i odstawić. Na tym samym oleju, na którym smażyły się orzechy krótko obsmażyć kurczaka (na mocnym ogniu). Dodać papryki, chilli, imbir i czosnek i podsmażyć jeszcze przez 2-3 minuty. Zmniejszyć ogień, dolać składniki sosu i dodać cukier. Podgrzać, dodać orzechy i podgrzewać jeszcze minutę. Podawać z ryżem.

środa, 3 kwietnia 2013

Mamma Mia w Krakowie - recenzja

Dziś znów będzie recenzja. Tym razem restauracje, którą znamy już od wielu lat, Mamma Mia na Karmelickiej, w Krakowie. Mamy do niej sentyment, to była pierwsza "prawdziwa" restauracja, jaką odwiedziliśmy z Alastorem.

Zdjęcie logo pochodzi z portalu:
http://www.cracow24.pl
Restauracja ma dwie sale - jedną od ulicy, drugą większą, z osobnym wejściem od podwórza. W sezonie jest jeszcze całkiem przyjemny ogródek. W wystroju dominują butelki wina, a w większej sali dodatkowo rustykalne kredensy, całość tworzy całkiem przyjemny klimat. Uwaga: miejsca jest raczej mało (zarówno przestrzeni, jak i stolików), w weekend i około 18-19 trudno o stolik, obsługa jest trochę nierówna - czasem czeka się odrobinę za długo.
Zdecydowanie specjalnością Mamma Mii są pizze i makarony. Podczas ostatniej wizyty zdecydowaliśmy się na pizze: moją ulubioną bormio i  salame picante. Ciasto jest cienkie, smaczne, ale mam wrażenie, że kiedyś bywało lepiej wypieczone. Dodatki są dobrze wyważone - "moja" bormio to pizza z mozzarellą, szpinakiem, orzechami i salami. Szpinak został lekko uduszony na maśle, orzechy były dobrze przechowywane, bo nie straciły świeżości, wszystkich składników na pizzy jest dokładnie tyle ile trzeba. Salame picante to pizza z ostrym salami Salsiccia i grillowanymi warzywami. Dobra, ale warzyw mogłoby być więcej, dzięki temu ostry smak salami nie zdominowałby pizzy. Do pizzy jest podawana oliwa w kilku wariantach smakowych. Osobiście najbardziej lubię bazyliową. 
Ponieważ nasza poprzednia wizyta w tej restauracji miała miejsce dobre kilka miesięcy temu, nie będę opisywała innych dań, których tam próbowaliśmy. Niestety, recenzje kulinarne maja to do siebie, że dość szybko tracą aktualność. Tak więc pewnie za jakiś czas napiszemy nową recenzję.
Mamma Mia to jedyne znane mi miejsce w Krakowie, gdzie podają herbaty Ronnefeldt. Bardzo lubimy te herbaty i jeśli tylko z nieba nie leje się żar, zamawiamy dwuosobowy dzbanek earl greya.
Nie ukrywam, że mam z tą restauracją problem. Obecnie jest całkiem nieźle biorąc pod uwagę umiarkowane jak na warunki krakowskie ceny. W dalszym ciągu mogę z czystym sumieniem polecić ten lokal na ale różne okazje - zarówno na romantyczną kolacje, jak i na wypad na pizzę po zakupach na mieście. Ponieważ jednak znam lokal od dość dawna, wiem, że bywało lepiej.
Nasza ocena: 4/5. Dwie osoby zjadły 2 duże pizze i wypiły dzbanek herbaty (ok. 5 filiżanek) za ok. 60 zł.

Przypominamy, że trwa nasz konkurs urodzinowy. Na zgłoszenia czekamy do 16 kwietnia. Szczegóły i zasady konkursu tutaj.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Ślůnske klůski bjoue - klasyczny przepis na kluski śląskie

-Alastor, weź ty wrzuć na tego swojego bloga przepis na kluski śląskie. Przydaj się do czegoś, bo w necie same jakieś ***.

Jakiś czas temu tak postawiła przede mną wyzwanie znajoma. Nie mogłem zatem odmówić. Tak więc w ramach prima aprilis (a może dyngusa ...) dziś udowadniam, że ja też gotuję :)

Kluski śląskie, czyli ślůnske klůski bjoue to chyba najbardziej znana potrawa śląskiej kuchni regionalnej. Przepis na nie jest o tyle prosty, co bardzo na oko - trzeba jednak mieć nieco wprawy, żeby nam wyszło zwarte ciasto - stąd poniżej przepis bardzo dobrze udokumentowany zdjęciowo.

Wkrótce dalsze, po WuZetce, przepisy  wg Mojej Mamy ;)

Ślůnske klůski bjoue - klasyczne kluski śląskie
 
Składniki:

kartofle (dowolna ilość, z 1 kg nam wychodzi ok. 18 klusek)

mąka ziemniaczana

jajko

sól


Ugotować kartofle w osolonej wodzie. Ostudzić i przecisnąć przez praskę do ziemniaków lub rozbić ubijakiem. Odłożyć, aż całkiem ostygną. Przełożyć do garnka lub miski. 

Przeciśnięte kartofle
Całość kartoflanej masy podzielić na 4 części. Jedną odłożyć na bok. W to miejsce wsypać tyle mąki, ile było kartofli. Dodać jajko i ugnieść (nie zapomnieć o odłożonej części:P) na jednolite ciasto. Jeśli masa będzie być kleista, podsypywać mąką - powinno odchodzić od ręki.

Proporcje: kartofle, mąka, jajko
Gotowe ciasto na kluski
Z ciasta formować kulki, lekko spłaszczone. W każdej palcem robić charakterystyczne dla śląskich klusek wgłębienie na sos.

Ukulane ;) kluski
Zagotować i osolić wodę. Wrzucać kluski partiami, zamieszać, aby nie przykleiły nam się do garnka. Gotować mniej więcej 2 minuty od wypłynięcia.

Podawać jako dodatek do mięs, z sosem, można jeść też same ze skwarkami. Osobiście lubię zostawić kluski na drugi dzień, pokroić i zjadać podsmażone na maśle na patelni.

Zapraszamy do udziału w konkursie - do wygrania sprzęt kuchenny :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...