Na Kazimierzu, na rogu ulic Józefa i Jakuba jest dość niepozorny lokal - Zazie bistro. Od dłuższego czasu chcieliśmy się tam wybrać, lecz zawsze okazywało się, że niestety nie ma miejsc. Wyszliśmy z założenia, że tłum nie może się mylić, tamtejsza kuchnia musi być niesamowita, a jeśli tłum się jednak myli, to może być całkiem zabawnie i zarezerwowaliśmy stolik.
Lokal jest maleńki - kilka niedużych stolików i bar. Jest jeszcze piwnica, ale tej części Zazie nie zwiedzaliśmy. Wystrój nie rzuca się w oczy, obsługa jest sprawna i miła. Zdecydowaliśmy się na zamówienie zestawu - 3 potrawy: przystawkę, danie główne i deser za cenę 39 zł. W każdej grupie są do wyboru po 3 dania.
Jako przystawki zamówiliśmy zupę cebulową i suflet serowy z sałatką. Zupa była słodkawa, gęsta i sycąca, posypana obficie serem i podana z grzankami z bagietki w bardzo ładnym naczynku. Suflet rozpływał się w ustach, czyli był taki, jak powinien być suflet. Najsłabszym elementem była sałatka - nie wyróżniała się niczym, ładnie wyglądała na talerzu (tu małe zastrzeżenie: jeden liść był niedomyty).
Następnie zdecydowaliśmy się na sałatkę z wątróbką drobiową i jajkiem oraz na zapiekankę ziemniaczaną. Sałatka to kompozycja sałat ze smażoną wątróbką, karmelizowaną marchewką, jakiem w koszulce i orzechami nerkowca podana z sosem truflowym. Wg Alastora sałatka byłaby idealna gdyby obsługa pytała jak wysmażyć wątróbkę - była krwista, a nie każdy lubi taką. Z kolei zapiekanka składała się z ziemniaków, szpinaku, suszonych pomidorów i koziego sera. Składniki były dobrze dobrane, smaki wyważone, jedna z najlepszych zapiekanek jakie jadłam.
Na deser zdecydowaliśmy się na crem brulee i tartę czekoladową z kasztanami. Wcześniej jadłam crem brulee we francuskim bistro na Tomasza (swego czasu chwalonym przez naczelnego "recenzenta" kulinarnego z Krakowa) i nie mogłam pojąć zachwytu nad tym deserem - smakował jak waniliowy budyń średniej jakości. No cóż, deser, który zaserwowano w Zazie spowodował, że zmieniłam zdanie - skorupka z karmelu kryła delikatne, kremowe wnętrze. Wspaniałe, już wiem jaki deser zamówię następnym razem. Również tarta czekoladowa odbiegła nieco od moich wyobrażeń. Ciasto było znakomite, delikatne i kruche, krem czekoladowy powalał wręcz czekoladowością. Natomiast zaskoczeniem by sposób podanie kasztanów, spodziewałam się, że będzie to pure kasztanowe dodane do kremu czekoladowego, a okazało się że zostały one pokrojone w plastry i ułożone warstwa miedzy ciastem a kremem, co stworzyło przyjemny kontrast między konsystencjami. Tarte podano z lodami waniliowymi. Niestety, w lodach znalazłam kawałki lodu. Czyżby problem z chłodziarką? Poza tym tarta bardzo mi smakowała.
Warto jeszcze wspomnieć o lemoniadach z Zazie - mają wybór interesujących smaków. Piliśmy wersje różaną i lawendową. Lawendowa była lekko niebieskawa, o przyjemnym lekki zapachu i smaku. Z kolei różana była zdecydowanie słodsza, przypominała płynny różany ratluk (lub rachatlokum, zależy od regionu). Do tego prawie każde danie było posypane suszonymi płatkami bratka. Wygląda to bardzo ładnie, ale wydaje mi się to trochę dziwne jeśli znajduje taka samo ozdobę w słodkiej lemoniadzie i sałatce na ciepło.
Dwie osoby za firmowe zestawy i napoje zapłaciły 98 zł, można dużo drożej. To dobre miejsce na świętowanie wyjątkowych okazji - jedzenie faktycznie jest wyjątkowe. Nasza ocena to 4,5/5 z powodu tych kilku niedociągnięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz